Tak więc dzisiaj wylądowałam na Malcie dzięki uprzejmości tanich linii lotniczych, które kursują regularnie na tę malowniczą antyczną wyspę z Warszawy i Gdańska już od kilku miesięcy.

Śliczne beżowe domki z kolorowymi wstawkami często mają zabawne nazwy.
Śliczne beżowe domki z kolorowymi wstawkami często mają zabawne nazwy.

Moje pierwsze obserwacje na gorąco w punktach.
1. Wszyscy miejscowi chodzą w dresach – jakiś strój narodowy chyba.
2. Wszyscy mówią po angielsku, nawet oznaczenia na całej wyspie są po angielsku. Można by pomyśleć, że maltański (który jest z pochodzenia językiem arabskim) to jakiś wymysł.
3. Miłe zaskoczenie: bilet autobusowy 7 dniowy – 6,50 euro. Tylko. Autobusy jeżdżą wolno, mają dużo przystanków i niekoniecznie często jeżdżą. Raczej zawsze spóźnione. Przeważnie jedna linia co pół godziny. Ale linii jest dużo, więc spokojnie można wybrać alternatywną drogę.
4. Mimo 18 stopnii (jest styczeń) jest w sumie zimno. Wieje wiatr i mieszkańcy chodzą w czapkach i kurtach zimowych. Jedynie w osłoniętym miejscu i na słońcu można zaznać ciepła.
5. 3 gwiazdki hotelowe na Malcie nie równają się naszym standardom. Jest gorzej dużo gorzej. Nie polecam Carlton Hotel Sliema. Fuj.
6. Gdzie zjeść? U Bistrot. Świetna bruschetta i kawa ze śmietanką.
7. Angielskie gniazdka! Te z trzema bolcami. Nie zapomnijcie wziąć przejściówki. Ruch też jest lewostronny. Sporo Angoli tu też namieszali…

CDN.

Autorka

Solo traveler around the world

Zostaw komentarz