Dzisiaj zrobiłam sobie tatuaż z henny. Jestem totalnie zachwycona rezultatem. Trochę się bałam, bo szłam w ciemno do osoby, ale Nimisha okazała się naprawdę zdolna i do tego jest cudownie miłą osobą.
Cały rytuał (bo to w sumie rytuał weselny w Indiach) był bardzo kobiecy. Malowanie nie odbywało sie w żadnym salonie, tylko w prywatnym mieszkaniu w Berlinie. Oprócz mnie były jeszcze dwie inne dziewczyny. Wszystkie siedziałyśmy na kanapie. Jedna już była po, ja byłam malowana i kolejna czekała. Wspaniała kobieca atmosfera. Jak rytuał przejścia w kobiecoś. Mężczyznom wstęp wzbroniony. I tak nie zrozumieją.
Malowanie trwało ok. 30 minut, potem tyle samo mniej więcej musiałam czekać by wyschło i nabrało czarnego koloru. Niestety czarny kolor jest tylko 1 dzień. Potem farba spada i pod nią zostaje pomarńczowo-brązowy wzór, który utrzymuje się do dwóch tygodni. W zależności od ilości umytych naczyć 😉
Wzór jaki mam nie został skopiowany z katalogu, co jest super. Pokazałam Nimishy na zdjęciach, że lubię taki gwiatki, i że ten trójkąt tez fajny, i że jeden palec. I ona tylko na to, że ok, juz wiem co Ci się podoba i tylko się tym zainspirowała i stworzyła własny motyw.
Chyba nigdy nie czułam się tak piękna. Ludzie na ulicy zwracali na mnie uwagę, ale były to miłę spojrzenia. Na pewno powtórzę zabieg. Pewnie w Nepalu, który juz za 80 dni! A za zaledwie 6 dni lecę do ukochanje Islandii! Obiecuje ładne zdjęcia. W końcu zainwestowałam w dobry aparat. Super polecam fujifilm x100s. Udało mi się niedrogo wylicytować na ebayu używany.