Bardzo często pytacie się mnie jak sobie daje radę, jako kobieta, podczas długich roadtripów. Jak z higieną? Mało kto chce o tym mówić, podobno kwestia wstydliwa. To prawda, czasem trasa wymaga tego by zatrzymać się po prostu gdzieś po drodze, a nie na campingu, bez dostępu do prysznica. Wtedy wchodzi największy przyjaciel kobiety podróżującej – chusteczki nawilżające. Oprócz tych do całego ciała polecam osobne do higieny intymnej z kwasem mlekowym np. od Lactacydu, by poczuć się pewnie i komfortowo. Do tego wszystkiego są biodegradowalne – więc na spokojnie na ”siusiu” w lesie – zakopujemy i nie śmiecimy.

W górach jest nawet gorzej, tak to prawda… przy takim Kazbeku (ponad 5tys. m) czy Kilimanjaro (prawie 6tys.) nie ma jak się umyć nawet kilka dni pod rząd – tyle się tam wchodzi. A w namiocie byłam oczywiście z … facetem. Koszmarek? Zdradzę Wam mój sposób. Pakuję się na wieczór cała w śpiwór i zapinam pod szyję, jest na tyle duży że mogę tam się nawywijać. A więc przebieram się w ciuchy do spania, ale zanim to ściągam brudne rzeczy z całego dnia i chusteczki nawilżające idą w ruch, robię to rozmawiając cały czas z drugą osobą w namiocie. Haha! Wiecie co? Nigdy nic nie zauważyli, że ja właśnie podczas “kąpieli”.

Kwestia higieny intymnej to niepotrzebne tabu. Sama nazwa jest troszkę nawet nieporęczna, ale mam nadzieję, że poprzez rozmawianie na ten temat przyczyni się to do poszerzenia świadomości na temat spraw ważnych, a często niepotrzebnie pomijanych. Przyjemność poprzez pielęgnację, której nie widać. W domu oczywiście do codziennej pielęgnacji warto używać emulsji do higieny intymnej. Lactacyd występuje w kilku wariantach. Ja wybrałam Feminę, która poprzez regenerujące Lactoserum odżywia i pozwala czuć się świeżo przez cały dzień.

Wpis powstał we współpracy z marką Lactacyd