Dzisiaj opowiem wam o kobiecie z tatuażem na twarzy. A w sumie kilku z nich, które jeszcze żyją. A żyją daleko od miasta w górach Birmy, jakby schowane przed światem, by nikt im nie zakłócał spokoju. Jest to też opowieść o tym jak łatwo popadamy w paranoję i przesądy. Ale też o tym jak tworzy się tradycja i jak szybko potrafi znikać na naszych oczach. W XVII wieku Chin State był znany z niezwykle urodziwych kobiet. Wysokich, o smukłych twarzach. Chin State oczywiście pochodzi o nazwy Kraju Środka. To potomkowie chińskich osadników, w końcu do granicy nie jest stąd tak daleko. Rzeczywiście mieszkańcy bardziej przypominają już Chińczyków. Ale wracając do kobiet… Wieść o ich pięknie rozeszła się po całym kraju aż tak mocno, że sam król Birmy postanowił to sprawdzić. I jak przybył, tak przekonał się sam i dosłownie porwał kilka kobiet z plemion z tego regionu. Nastała swego rodzaju psychoza. Wszyscy zaczęli myśleć jakby chronić nasze kobiety. No i wymyślili. Wytatuujmy im twarze by były brzydkie! Wtedy na pewno nikt ich nie będzie chciał. I tak od tego momentu każda dziewczynka w wieku około 12 lat była oszpecana (choć ja myślę że są piękne i tak im właśnie mówiłam) jak widzicie każda wioska miała swoje własne wzory. Jedna nawet tatuowała całe twarze na czarno. Ból na powiekach musiał być okropny. Zaprzestano dopiero tej praktyki ok. 40 lat temu. Ostatnie kobiety w liczbie max. kilkudziesięciu mają wszystkie ponad 50 lat. Najstarsza jaką spotkałam ma 96 lat! Ale chyba najsmutniejsze jest to że 1 incydent spowodował taki strach i przesąd na 200 lat! To ostatnia okazja by je spotkać. Miałam to szczęście mieszkać nawet u jednej z kobiet. Jest bardzo postępowa jak na birmańską wieś. Wyedukowała z mężem kilkoro dzieci, którzy jej cały czas pomagają. Z samej roli nie da się wyżyć. Większość wytatuowanych  kobiet raczej unika kontaktu. To proste kobiety, starsze i bezbronne. Choć podświadomie czują, że są atrakcją turystyczną i nie do końca im to pasuje. Nie ma szans na zdjęcie jeśli nie podaruje czegoś. Przeważnie wybieram warzywa, makaron czy słodkie bułki dla dzieciaków. Wewnętrznie nie zgadzam się na dawanie pieniędzy.  Spędzenie 1 dnia i nocy z taką tradycyjną rodziną pozwoliło mi wejść trochę głębiej. Aparat znowu leży na stole. Wyciągam go dopiero po dłuższym czasie, gdy już się zaprzyjaźniamy. Spogląda na mój pierścień, który trochę wygląda jak obrączka i pyta się czy mam męża. Odpowiadam przez tłumacza, że mam to duże szczęście, że nie!  Dosłownie wybucha śmiechem. Z rana zaprasza wszystkie swoje koleżanki z okolicznych domków i jem śniadanie wśród 5 wytatuowanych twarzy. Plotkujemy jak stare kumpele. Wszystkie były biedne więc wyszły za mąż z miłości. To bogacze są swatani – mówią. Tradycja posagu zanika dopiero w nowym pokoleniu. Pozycja kobiet w tym kraju nawet na wsi jest zaskakująco dobra. Tak to odbieram. Wszystkie babuszki jarają faję i piją wino. A ja z nimi 😂 na koniec chcą mnie przekonać bym dała im mój złoty naszyjnik. No właśnie… on jest warty 5 dolców i to nie jet prawdziwe złoto – mówię. Ale jakoś nie udaje im się ich przekonać. Wracam do miasta z mnóstwem zdjęć, które wiem, że będą miały wartość historyczną. W sumie trzesą mi się od tego teraz ręce.

Autorka

Solo traveler around the world

2 komentarze

  1. Historia piękna, ale przydałaby się edycja tekstu – czasami nieco trudno się go czyta.

    • dziękuje -jakiś przykład? Akurat tego sie nie spodziewałam, bo na instagramie kilkadziesiąt osób napisało mi, że nic lepszego dawno nie czytali, więc zonk.

Zostaw komentarz