Wyjazd do Chałup i spędzenie kilku weekendów w Polsce było dla mnie czymś nowym – od wielu lat nie pamiętam bym spędzała urlop w Polsce! Mimo, że pochodzę z Gdańska, nigdy nie byłam na Półwyspie Helskim (z zasady, że chyba za blisko). Choć mój tato mówił, że jak byłam mała to często wsiadaliśmy w pociąg do Chałup właśnie, ale ja tego w każdym razie nie pamiętam.

fot. Alina Kondrat

Ale kiedy nadarzyła się okazja, by po raz pierwszy wyjechać gdzieś z moją nową znajomą z Berlina/Torunia – fantastyczną fotografką – Aliną Kondrat i do tego nauczyć się czegoś nowego, to długo się nie zastanawiałam!

W życiu nie byłam na desce (w sumie żadnej!), więc byłam nieco przerażona (głównie kompromitacją). Ale okazało się, że to wcale nie jest sport dla twardzieli. Ale wszystko po kolei!

fot. Alina Kondrat

Chałupy to serce światowego kitesurfingu! Dlaczego, jak – ktoś zapyta? Mieliśmy po prostu szczęście do idealnych naturalnych warunków do nauki. W okolicy właśnie Chałup, od strony Zatoki, mamy kilka kilometrów wody po pas. I wiatr lubi sobie tu dobrze powiać. To wręcz wymarzone warunki do kitesurfingu. Przyjeżdżają do nas światowe sławy! Niestety sezonu mamy tylko jakieś 4 miesiące, całe szczęście woda w zatoce szybko się nagrzewa.

Choć coraz populraniejsze jest pływanie na hardkora – w grubej piance – nawet zimą! Od samego myślenia robi mi się zimno.

fot. Alina Kondrat

Ale od początku. W Funkite można dopasować kurs do swoich potrzeb – są bardzo elastyczni, i nie tylko, jeśli chodzi o poziom zaawansowania. Kurs dla początkujących może trwać albo kilka dni pod rząd, albo można go rozbić na kilka weekendów. Podobno jest tak lepiej, bo nie przychodzi zmęczenie po kilku dniach i lepiej się utrwala wiedza. Ma się z tego po prostu więcej funu!

Zdecydowałyśmy więc, że to dla nas opcja idealna. Zakwaterowanie miałyśmy na miejscu. W pierwszy weekend opanowałyśmy trzymanie kite’a w górze i pływanie z nim, jeszcze bez deski. Podczas kolejnego weekendu troszkę przypomnienia – mimo kilkutygodniowej przerwy szybko złapałyśmy ponownie o co chodzi! Wtedy zostało nam już tylko dołożenie deski.

fot. Alina Kondrat

Wszystko w atmosferze: bezpieczeństwo przede wszystkim. Mega profesjonalna kadra, z długim stażem instruktorskim – szczególnie muszę pochwalić dziewczyny – Agata i Dominika. W ogóle osobny akapit należy się ludziom z funkite, którzy stworzyli cudowną atmosferę w klubie. Całe towarzystwo – surfingowo-kite’owe to mega fajni ludzie, którzy cały dzień mają do czynienia z naturą i przebywają na słońcu i chyba to jest powodem, że są tak pozytywnie nastawieni do życia. Natomiast gdy nie było pogody (czyli głównie gdy czekaliśmy na wiatr) odbywały się szkolenia „na sucho”. Czyli uczyliśmy się zwijania i rozwijania latawca oraz przygotowania sprzętu, a instruktorzy opowiadali nam o systemach bezpieczeństwa – czyli co należy robić, gdy coś się niedobrego stanie (wyrwie się kajt, wypłyniemy w pełne morze itd).

Największe zdziwienie – latawiec da się sterować paluszkiem! To bardziej wyczucie, technika niż siła! Polecam też jeszcze kurs jako dietę cud – woda wyciąga wszystko!

Wracam nad Bałtyk i będę kontynuować ten kurs jak tylko zrobi się cieplej!

Więcej informacji o kursach i szkoleniach kitesurfingu w Chałupach na stronie www.funkite.pl

[smartslider3 slider=3]

fot. Alina Kondrat

Autorka

Solo traveler around the world

Zostaw komentarz